wtorek, 15 lipca 2014

Koniec

Tak, nastał czas, kiedy trzeba spakować swoje rzeczy i wyjechać. Decyzja przyszła nagle - mogła Was zaskoczyć. Jednak ten blog ma w sobie zbyt dużo łez, zbyt wiele uśmiechów i emocji. Dlatego muszę się z Wami pożegnać, by się odciąć od tej części życia i rozpocząć kolejną. Na pożegnanie chcę Wam podziękować, za czytanie moich przeżyć oraz życzyć samych sukcesów i miłości. To już ostatni wpis "Loki" zwanej wcześniej "BiałymKociątkiem".  Loka zaczęła dorastać z bagażem doświadczeń. Czas przeskoczyć o level w górę. ;-) Pozdrawiam Was  i żegnam....
 "W takiej ciszy - tak ucho natężam ciekawie, 
Że słyszałbym głos z Litwy. - Jedźmy, nikt nie woła."
                                          A. Mickiewicz "Stepy akermańskie"

piątek, 11 lipca 2014

Wakacje śpiewają ptasim głosem...

To przepiękny śpiew. Każdego ranka budzę się i słyszę mnóstwo przeróżnych głosów ptasich, jak gdybym mieszkała w samym środku lasu. Tata nieustannie się denerwuje, twierdząc, że ma ich dosyć, bo śpiewają także w dzień, kiedy próbuje się skupić na pracy. Jakże można się na nie gniewać? Doprawdy tego nie rozumiem...
Ostatnio mam niezwykle dużo czasu. W dodatku pogoda za oknem - nie powiem, że chłodna, jest lato, a temperatura w zasadzie ciepła - deszczowa i dosyć "mokra" tak, że nie chce się wychodzić z domu. Dlatego spędzam całe dnie tu, gdzie czuję się najlepiej - w zaciszu mojego pokoju, w którym wypadałoby wreszcie posprzątać...Stwierdziłam jednak, że przeznaczę na to czas w sobotę. Tak więc nieustannie coś robię - maluję, poznając na nowo akwarelowe kredki, czy cienkie, miękkie ołówi; a także wiele czytam - za sobą mam już "Mistrza  i Małgorzatę" i tu muszę zaznaczyć, że owa książka wprawiła mnie w niewiarygodne osłupienie. Ku mojemu zdziwieniu czytałam m. in. o nagiej kobiecie szybującej na miotle, a także jej - również nagiej - służącej, lecącej na wieprzu, który poprzednio był człowiekiem. Gdy nudzą mi się już takie książki, sięgam po coś bardziej wymagającego mojego skupienia - "biologia na czasie" to jest to, co niezwykle mnie absorbuje ostatnimi czasy. Wiedzieliście na przykład, jaką rolę pełnią mikrotubule?  Niestety, zważywszy na to,  jak wszystko szybko mi się nudzi, porzuciłam biologię na temacie o wirusach, aby przejść do opasłej "Lalki" Prusa, którą będziemy omawiać w drugiej klasie. Tym sposobem zaoszczędzę czas z roku szkolnego i lekturę będę już miała przeczytaną. A gdy jesteśmy przy temacie lektur: wzięłam dziś do ręki moją ukochaną - "Pana Tadeusza" we własnej osobie i z zachwytem czytałam fragment o podglądaniu Zosi w ogródku.
W międzyczasie łamię zasady, które sobie ustaliłam i raczę się lodami o smaku toffi, czy przepyszną kawą mrożoną - ku wielkiemu utrapieniu mojego drugiego ja, dbającego o linię.

Poza tym doszłam do wniosku, że z przyjemnością poszłabym na jakieś przyjęcie - takie z klasą i elegancją, żeby trochę oderwać się od codzienności i pozachwycać się swoją "małą czarną", która wisi w szafie, by móc być trochę próżną. Tak, takie przyjęcia dobrze robią. To chyba oznacza, że czas poszukać jakiejś sztuki w teatrze...Ech, o ileż pomyliłeś się, Boże, zsyłając mnie teraz na świat...Dużo bardziej odnalazłabym się w epoce romantyzmu, o tak, ta epoka byłaby dla mnie w sam raz!

Pozdrawiam Was o północy, kiedy księżyc pragnie oświetlać twarze wszystkich śpiących kobiet...



środa, 9 lipca 2014

Sprzeczności

A może jednak zbyt się rozemocjonowałam? Po zdystansowaniu się muszę powiedzieć, że trochę przesadziłam ostatnimi czasy. Wiadomo, jak świat się rozwija. Czy naprawdę mogło mnie to tak zadziwić? Nie mogę się zamykać w domu, jak ostatni dzikus, bo mogę potem tego baardzo żałować. Tylko raz ma się "naście" lat. A wychodzi na to, że chcę to doszczętnie zmarnować. Co mi z drugiej strony szkodzi? Czy naprawdę mam zamiar całe życie być jakąś zacofaną panikarą? Nie, tak być nie może. Zachowuje się jak starsza pani, a nie jak młoda dziewczyna. Rozmowy z innymi dużo mi dają. Uświadomiłam sobie wiele rzeczy.Nie będę się jednak na te tematy tutaj rozwodzić. Każdy ma prawo do własnego zdania i nie będę Was nimi teraz zanudzać.
Pozdrawiam wraz z gorącem, jakie tego dnia bucha z błękitnego nieba!

wtorek, 8 lipca 2014

Dziwny jest ten świat...

Siedziałam na pufie. W jednym z tych miejsc rozrywki. Obok mnie moja dobra znajoma - Panna Identyczna. Naprzeciw moi starzy znajomi z poprzedniej klasy. Wszystko było dobrze. Oprócz mojego wnętrza, które spalało się ilekroć spoglądałam w stronę tańczących par: ocieraniem się genitali o genitalia, intymnej już wręcz bliskości, aż wreszcie : miałam olbrzymią ochotę uciec. Najlepiej do toalety, gdzie zwróciłabym spagetthi, które miałam na obiad. Muzyka była beznadziejna - nie stać ich było nawet na jakieś porządne głośniki. Całe dwie i pół godziny przesiedziałam, choć na początku myślałam nawet, że będę tańczyć. Jednakże - nie byłabym w stanie wyluzować się do tego stopnia bez alkoholu, by wyginać się w lewo i w prawo, wraz z jakimiś napalonymi chłopakami. To poniżej kobiecej godności. W dodatku od samego początku imprezy czułam na sobie spojrzenia - to moja nowa paranoja, że wszyscy na pewno patrza się na mnie, wytykając wszystkie wady mojej budowy, jakie tylko dostrzegą. Ta paranoja sprawiła, że zanim odnaleźli nas znajomi, przerzucałyśmy się z kąta w kąt, gdzieś, gdzie będziemy jak najbardziej oddalone od innych. Stwierdziłam też, że mam najdłuższą sukienkę ze wszystkich zgromadzonych, mimo, że ledwie sięgała mi do kolan. Widziałam mnóstwo pięknych, idealnie zbudowanych dziewczęcych ciał. Opatrzone w krótkie spodenki, z których wystawały dwa półksiężyce, a także w krótkie bluzki, spod których spoglądały na mnie małe dziurki - pępki, chodziły dumnie po całym klubie, wypinając to i owo, a także kołysząc na boki to, co jeszcze w niewielkim stopniu było widoczne - biodra. Ach, jakże ten świat się stoczył! A ja, niepasująca do epoki, zmuszona jestem bytować w nim, tu, gdzie moje serce rozdziera się, choć nie jest już sercem, lecz skamieniałym kawałkiem lodu, niezdolnym pokochać nikogo. Jak wielka przemiana zaszła we mnie przez te kilka lat. Stałam się niczym wredna suka, która odtrąca wszystkich, co do joty, oferujących swoją miłość. Ale nie, nie, ja wszystkim dziękuję i przepraszam, że nie dam im tego, czego pragną Ci, którzy nie odnajdują się w tym świecie: uczucia. Przykro mi. Miałam swoją miłość. To była prawdziwa miłość. Czułam ją całym sercem i duszą. Pokładałam w niej swoje nadzieje. Kochałam tak, że oddałabym życie. Ale tak już jest, że nie zawsze jest tak, jakbyśmy tego chcieli. I oto moja historia ma się właśnie tak: kochałam. Straciłam miłość. I wówczas umarła ta część mojej duszy, która daje radość kochanej osobie. I nie ma już we mnie miejsca na uczucie. Jeśli ktoś zobaczy wśród tłumu tę dziewczynę z loczkami, która przypomina nieboszczyka, z rzadka się uśmiecha (a nawet jeśli: to kłamie), pomachajcie mi. Odmacham i opowiem Wam jeszcze raz historię mojej przeklętej miłości.

Jak niewiarygodne jest życie każdego z nas...
 



niedziela, 6 lipca 2014

Czasem zły pociąg zawiezie Cię na dobrą stację...

Jest mi bardzo przykro. Jak mogłam doprowadzić do tego, by moje myśli, które są ostatnio tak płytkie, znalazły swe miejsce tutaj, na tym blogu? Kiedyś blog był zbiorem przemyśleń - czasem mądrych innym razem już tak mądrych nie. Jednak trzymał swój poziom - to mogę, myślę, powiedzieć. A dziś? Posty pisane w biegu. zapis życia, bez głębszych refleksji - ot zwykły szary człowiek XXI wieku, którego wszystko wiecznie goni. Jak to tak? Serdecznie Was przepraszam - to po prostu brak odpowiedzialności. Jak mogłam pozwolić, by nieliczne grono czytelników tak nudziło się i litowało nad nonsensownymi zdaniami?

Tymczasem zacznę od początku - tak jak powinnam, a robię to po to, by rozbudzić Wasze skryte w najgłębszych czeluściach duszy uczucia. Tak, pisanie jest chlebem, jest pokarmem, który trzyma mnie przy życiu w tym świecie... Ostatnio, podczas zmywania naczyń, stwierdziłam, że w zasadzie nie wiem, co to jest za świat. To dziwne miejsce, gdzie mieszają się dwa pierwiastki - dobro i zło. A potem, gdy już dotkną Cię wszystkie smutki i radości, jakie dla Ciebie ten świat zgotował, nadchodzi koniec. I nikt nie wie, tak naprawdę, co dzieje się potem. Czy ktoś ze współczesnych wrócił stamtąd i powiedział: "Tak, tam jest dużo błękitów, złota i słychać śpiew ptaków"? Nie. Ale mimo to, dzięki wierze katolickiej, wierzymy w jakieś "niebo", "czyściec" i "piekło". I to zupełnie wystarcza, by nie bać się i nie popaść w paranoję. Rodzimy się i umieramy - standard.

A co z miłością? Jest? Nie jest? Nie powiem Wam, bo sama nie wiem. W każdym razie ludzie to istoty, które łączą się w mniejsze stada, bo wtedy żyje się - podobno - łatwiej i przyjemniej. I to właśnie nazywa się miłością - głównie to. Są jeszcze te "zakochańce", "misiaczki", "dziubaski", które wrzucają swoje fotki w pozach co najmniej intymnych, gdy usta łączą się i wymieniają śliną ( a wraz z nią drobnoustrojami) - co kto lubi. Podobno przyjemne, w sumie, nawet, nawet, ale czemu to służy? No jak to! Przecież bez bakterii tej drugiej osoby żyć się nie da, no i w ten sposób pokazujemy, jak bardzo kochamy tę drugą osobę. Podobno jest to niezły wstęp do prokreacji.

A co z przyjaźnią? Przynajmniej ona jest realna, prawdziwa i wierna. Tylko trzeba się starać i  trafić na godną zaufania osobę. Caroline mówi, że gdy nie ma kontaktu przez dłuższy czas, to przyjaźń umiera. E tam, bujda na resorach, moja Droga! Nie miałyśmy ostatnio czasu - fakt. A czy moje uczucia się zmieniły? Nie. Gdybym miała powiedzieć Ci wszystkie sekrety,jakie Ci mówiłam - zrobiłabym to po raz drugi. To przyjaźń, która wymaga, przyjaźń serdeczna i często bolesna - bo szczera. Znamy się dobrze, a jeśli już zbyt się zmieniłyśmy - to mamy okazję, by poznawać się od nowa.
Jest i sprawa Ośmiorniczki. Po całym roku wyłoniła się niczym Wenus z piany, z tych głębin życia. Dała znak - żyje i możemy znów się spotkać. Kamień spadł z mojego zwęglonego już - niestety - serca. I tu przykład: Nie rozmawiałyśmy od roku,a mi aż serce ściska się z radości na wieść, że znowu się zobaczymy! Przyjaźń umarła? O nie, ona znowu się naradza, jak feniks z popiołów, powstaje, choć nigdy nie upadła. Przypadek Ośmiorniczki jest nie tyle ciekawy, co zdumiewający. To osoba nieobliczalna, o wyobraźni takiej (albo i większej!) niż moja. Wrażliwa - niezmiernie, horrendalnie wręcz - stanowi cudowny materiał na przyjaciółkę - starą, dobrą, od listów, spotkań raz na tysiąc lat i cichych łez wylanych na malutką książeczkę - pamiątkę z ostatniego spotkania. To wszystko składa się na przyjaźń jak z filmu.

A co ze mną? Pusta pogoń za ideałami. Często wymyślonymi. Aż się serce kraje na myśl o mojej niedojrzałości! Cóż mam zrobić? Nic, poza uważną obserwacją najmniejszych struktur, jakie mi wpadną w oko. Rozmyślaniem, długim i czasem nudnym. Ale owocnym! I kurczowym trzymaniem się tych moich ideałów, by nie zbaczać z kursu, jaki obrałam.

A co do tytułu notki - ów cytat pochodzi z filmu "Smak curry". Polecam.
Pozdrawiam Was!


wtorek, 1 lipca 2014

Gdy chodzący słoń miażdży głowę...

Tak. Obsesja dopadła i mnie. Pragnę tylko jednego: żeby nie musieć patrzeć w lustro i zastanawiać się, o ile jestem grubsza od swoich koleżanek. Jem zdrowo, mało, nisko kalorycznie. Katuję się codziennymi ćwiczeniami: z Mel B, Tiffany Rothe, ewentualnie z Chodakowską, ale jej "dasz radę" przyprawia mnie o mdłości i aż prosi się o zjedzenie czekolady. Nastały wakacje, więc nie ma już wymówek. Mam tyle czasu, żeby dążyć do doskonałości. Niestety, mam ciągle wrażenie, że jestem coraz większa, mimo że robię wszystko, żeby się "zmniejszyć". A może to mój los, kiedy śpię, wpycha mi coś w biodra, brzuch, a czasem w uda? Dlaczego tak długo muszę czekać na mizerne efekty? Co jest ze mną nie tak i dlaczego....Tak bardzo chciałabym wyglądać szczupło.Żeby nie czuć się jak ostatni słoń, tylko jak idealna 18. Badź co bądź - tylko pół roku zostało do moich osiemnastych urodzin, więc jeśli chcę wyglądać jak te puste "hot 18" z programów muzycznych, muszę zacząć pracować już teraz.
Dążę do doskonałości, jak to ja - jeśli mnie znacie, to doskonale zdajecie sobie sprawę, jaką jestem pieprzoną perfekcjonistką.
,,,
I tak nigdy nie będę tak wyglądać.
Ale nadzieja umiera ostatnia.

sobota, 28 czerwca 2014

Żyję!

Nie wiem, jak to się stało, ale nie napisałam nic od początku czerwca. A działo się naprawdę wiele.
W związku z tym, że wraz z rodzicami i siostrą miałam pojechać do Władysławowa w trakcie roku szkolnego, postanowiłam pozaliczać wszystkie sprawdziany tak, by 23 czerwca, w dzień klasyfikacji, nie musieć pisać już niczego. A poza tym 23 miałam iść do klubu, na imprezę charytatywną. Powiem tylko, że byłam, nikt nie tańczył, a impreza zaczęła się rozkręcać jak już musiałam iść...Ale dobre i to na początek.
Tak więc 14, w sobotę, wyjechaliśmy około 8, kierując się na północ. 
Nie będę streszczać całego wyjazdu, bo mogłaby być to oddzielna książka - zresztą każdy dzień mam opisany w swoim papierowym pamiętniku. Zwiedziłam jednak "Experyment Gdynię" (centrum nauki), odwiedziłam Hel, a w nim fokarium, chodziłam po gdańskiej starówce i obowiązkowo zrobiłąm sobie zdjęcie przy Neptunie. Wyszłam na nim tragicznie, prawie jak balon powietrzny, ale nic nie szkodzi - ostatecznie nikt nie musi go oglądać. Pewnego dnia przeszłam z rodzicami plażą do Jastrzębiej Góry. Jednego dnia zrobiliśmy aż 17 km...Spaliliśmy dużo kalorii, ku mojej uciesze. Siostry już wtedy z nami nie było - w czasie kiedy my byliśmy nad morzem, trwała Zielona Szkoła.  Chociaż pogoda nie była rewelacyjna - było dosyć chłodno, przez co nie mogliśmy się kąpać - wyjazd uważam za udany. 
Tymczasem jestem już po końcu roku, pierwszą liceum skończyłam ze średnią 4.81 i jestem druga w klasie. Świadectwo z paskiem było wisienką na torcie. 
Dzień przed moim zakończeniem odbyło się uroczyste zakończenie mojej siostry,która skończyła podstawówkę. Wytańczyłam się na jej balu po wsze czasy! 
A teraz oficjalnie zaczęły się wakacje i dwa miesiące mojej odnowy - codzienne treningi, zdrowe odżywianie, basen itd...Zamierzam także wreszcie coś namalować, poczytać, rozwinąć się intelektualnie...
Pozdrawiam Was, Przyjaciele...

czwartek, 29 maja 2014

The King of Fruit

Maj zmierza ku końcowi. I jestem coraz bliżej końca roku szkolnego. Nawet nie wiecie, jak dużo mam teraz pracy! Same sprawdziany i ogromne prace domowe. Nie wiem, jak się w tym już połapać.
Niedawno świętowaliśmy dzień matki. Razem z sis kupiłyśmy naszej mamie książkę i kwiaty - różowe tulipany. To był piękny, słoneczny dzień. I w dodatku - moje imieniny. Tak się dziwnie składa, że w przyszłości będę obchodzić jednego dnia dwa święta - dalekiej przyszłości, oczywiście.

Wszystko jakoś się musi ułożyć. Wreszcie ukończę pierwszą klasę i zdobędę średnią przynajmniej 4.75. Tak, jestem w stanie to zrobić. Może nie będę najlepsza, ale będę oznaczać trochę więcej, no i sama satysfakcja!

Musicie wiedzieć, że w poprzenim tygodniu weszłam na omegle - tak z nudów, dla rozrywki, żeby podszkolić angielski. Poznałam przesympatycznego Indusa! Jesteśmy jak przewodnicy po świecie i informujemy siebie o panujących w naszych krajach zwyczajach. Muszę przyznać, że Indie, to piękny kraj. A ludzie w nim są naprawdę bardzo życzliwi. Wiedzieliście, że mango jest tam nazywane Królem Owoców?

Trzymajcie się, Przyjaciele! :)



niedziela, 18 maja 2014

Chmurny maj

Wczoraj tyle się działo... Rano pojechałam z tatą do babci, dziadka i cioci, bo dziadek chciał pojechać na wieś. Jak zwykle szukał wymówki, żeby wyrwać się z domu, od swojej schorowanej żony i córki, która zwichnęła bark. Takie zachowanie naprawdę mu nie przystoi. Ale on będzie i tak ciągle mówił, jak jemu jest źle, jaki to on jest biedny, chociaż nie widzi tego, że babcia nie może nawet palcem ruszyć, ani podnieść głowy i na pewno chciałaby robić to wszystko,co on, byleby nie być chorą. W dodatku ma klapki na oczach i uparcie twierdzi, że babci jest lepiej, bo "to przecież po udarze", chociaż to wcale nie był żaden udar, lecz nieuleczalna choroba,która po kolei paraliżuje kolejne miejsca w organizmie,które powinny funkcjonować automatycznie. Tym sposobem babcia praktycznie już nic nie mówi(bo mięsień,który jest językiem przestał być taki "wygimnastykowany" i od niej zależny), a o chodzeniu (ba, samodzielnym siedzeniu!) nie może być mowy. Ale dziadek tego nie zrozumie, bo ma trudny charakter i jemu nic się nie przetłumaczy, bo uważa, że on wie najlepiej. I tym sposobem SLA (Stwardnienie boczne zanikowe) jest również zbyt rzadkie i żaden lekarz nie powie mu,co to jest,ani jak to leczyć. "A ogólnie przyjmuje się, że ALS prowadzi do śmierci w przeciągu 3-5 lat;" i jest to związane z niewydolnością mięśni dróg oddechowych. To naprawdę straszne i smutne. Ale my jesteśmy bezsilni, zwłaszcza, że dziadek nie przyjmuje tego do wiadomości i nie szuka żadnych lekarstw,które poprawią babci życie i opóźnią ową niewydolność mięśni oddechowych. A Rilutek istnieje. Poza tym dziadek wyrzuca tacie, że dla niego nie jest mama najważniejsza, podczas gdy to tacie naprawdę zależy na niej razem z jego siostrą , a dziadek chce się stąd jak najszybciej wyrwać.  Wczoraj tata obiecał mi, ze zawiezie mnie na urodziny do Świdnika, dlatego musieliśmy wyjść (tata miał zaraz potem wrócić), ale dziadek stwierdził, że "przecież jest duża, może sobie sama dojechać". Wtedy emocje taty sięgnęły już zenitu i powiedział, że to jego córka i to on będzie decydował, czy będę sama jechać czy nie. Ogólnie dziadek powiedział, że dobrze, "dobrze, dobrze, spieprzaj już, jak mi tak pomagasz" (swoją drogą jest z niego straszny gbur i cham), tata powiedział, żeby dziadek się zastanowił, czy dla niego jest najważniejsza żona, czy wieś i jego pomidorki na niej, a potem wyszliśmy. 
W samochodzie uważnie słuchałam jak się tata żalił, widziałam, że tego potrzebuje : stwierdzam, że miał trudne dzieciństwo i dziadek  notorycznie go poniżał, tak, że tata naprawdę wziął sobie za cel zdobyć cudowne wykształcenie i dobrą pracę. Tak też się stało. Wczoraj wykrzyczał mu wszystko, nie poruszał spraw z przeszłości, ale widziałam, że w tym krzyku dawał upust tym wszystkim emocjom, które nagromadził w dzieciństwie. Było mu bardzo ciężko, że aż żal mi było, go zostawiać...

Ale wygramoliłam się z samochodu i powędrowałam szukać numeru mieszkania, machając tacie pokrzepiająco ręką. 

Na urodzinach Panny Doskonałej(Tak,to nowy pseudonim,nowa osoba) było cudownie - dokładnie tak wyobrażałam sobie wszystkie urodziny (a nie dziką imprezę z mnóstwem%) . Dziewczęta były wychowane, jednocześnie inteligentne i przezabawne, więc czułam się jak w raju. Co prawda trochę niewygodnie było mi w sukience (mówiłam mamie, że może lepiej jest założyć spodnie...ale wreszcie obie stwierdziłsmy, że sukienka będzie odpowiednia na urodziny), ale mimo to, było wspaniale.
Panna Doskonała to urocza osóbka, która ma dobry charakter i w dodatku uroczyła nas przepyyysznym jedzeniem - ta sałatka "gyros" była wyśmienita, a torcik miał tak słodkie truskawki, że rozpływały się w ustach.

I tym sposobem dziś zamierzam odrobić lekcje na jutro, pouczyć się i pojechać do drugiej babci na niedzielny obiad.
Trzymajcie się ciepło i nie traćcie wiary w ludzi!

wtorek, 13 maja 2014

Koniec, świata koniec

Ostatnio wiele się wydarzyło: jak wiecie eurowizję wygrał/a osoba z brodą, której ciężko przypisać płeć, a nasz polski występ został skomentowany jako "seksistowski". Ale, ale. To, że wygrał/a Austria to jedno, a że polski występ seksistowski to drugie.
Osobićie baardzo podobał mi się nasz występ - mimo, że za Cleo nie przepadam, podobał mi się sam pomysł i wykonanie. Jednak dziewczęta, które robiły masło, nie musiały "wydymać" swoich zacnych ust, ani mieć dekoltu do samego pępka. Ale przymrużyłam na to oko - takie czasy, a i one nie pokazały znowu aż tak wiele. Jak to powiedział Donatan : "Nie bądźmy pruderyjni". Niestety, jestem coraz bardziej zgorszona "rozdymaniem" tej sprawy do granic możliwości i wrzucaniem zdjęć na fb przez Donatana praktycznie nagiej Oli, która swoje intymne części ciała zasłonięte ma jedynie przez jego ręce. To nie jest już smaczne ani normalne - takie zdjęcie  (wbrew temu,co twierdzi ów producent) już  jest jak pornografia. Przez niego Polki zaczną być postrzegane za tanie lale, które nie powiem,co robią (bo na pewno nie masło...).

A ogólnie jesteśmy na finishu, do końca roku szkolnego pozostało już niewiele. I wreszcie zajmę się tym,czy naprawdę będe chciała: realizacją! Już widzę te obrazy, wiersze, opowiadania, grane przeze mnie piosenki na keyboardzie, śpiewanie, codziennie ćwiczenia, może jakiś basen, rolki...eeech, wakaacje, przybądźcie!

Pozdrawiam wszystkich i życzę słonecznych dni i ciepłych uśmiechów!
directxKursory na stronę